Farbowana sakiewka

Materiałem wyjściowym do zabawy w farbowanie był kawałek białego kupnego płótna lnianego oraz nic lniana tzw. szpagat.. Odmierzyłam talerzem kółko, wycięłam, obrębiłam i potarłam na mokro ałunem. Ałun kupiłam dawno temu w aptece w postaci dezodorantu. Myślę, że zadawanie tutaj zagadki czym farbowałam mija się z celem, skoro na zdjęciu znajduje się wyraźna sugestia, że użyłam cebuli. Łupiny gotowałam krótko. Wrzuciłam tkaninę i „gotowałam pod przykryciem ciągle mieszając” (tu ewentualnie możecie zgadywać skąd jest ten cytat) około 20 minut. Wypłukałam w wodzie z octem. Na koniec tylko uplotłam sznureczek z nici i wciągnęłam w sakiewkę.
Taki drobiazg a dużo radości 🙂
Powolutku poprawiam kondycję. Dzisiaj bez większego wysiłku pojechałam do Zatomia Nowego. Po męczącej przejażdżce po Puszczy Noteckiej jaką sobie zafundowałam w zeszłym tygodniu (36 km po piachu, żwirze, znowu piachu, korzeniach, ściółce, bo sobie źle pojechałam i znowu piachu) dzisiejsze 30 km po szosie … zaraz czy ja właściwie dzisiaj gdzieś jechałam, bo nie czuję? 😉 Pozostało tylko wrażenie zapachu i dźwięku majowego lasu oraz widoku pól i kwiatów powoli ogrzewających się w przedpołudniowym słońcu.
146,4 m krajki
11:05 czasu jazdy
156 km dystansu

Podobne wpisy

Jeden komentarz

Dodaj komentarz