Pasamonictwo, tudzież krajkoróbstwo to moja największa pasja. Uświadomiłam sobie ile miłych wrażeń mi daje, a każde jest niezastąpione. Niektóre z nich tu zapisze na szybko i niezbyt składnie 😀
Podczas dobierania przędzy cieszenie oka kolorowymi kłębkami, praca wyobraźni i ciekawość co wyjdzie.
Przy osnuwaniu radość, że na przędzy nie ma ani jednego supełka i serdeczne gratulacje dla producenta. Triumf i uznanie dla własnego wyczucia, gdy wyszło idealnie np. 7 nitek osnowy w danym kolorze.
Początek tkania, gdy okazuje się, że wzór jest trafiony i czytelny, a kolory harmonijne.
W trakcie roboty zerkanie na efekty i element: o, w świetle porannym te kolory wyglądały świetnie, a przy tym zachodzącym słońcu są jeszcze ciekawsze.
Moment wybudzenia z hipnozy nagłym końcem osnowy. I co, to już?
Zerknięcie przez ramię na bezładny zwitek krajki za sobą.
Mierzenie, liczenie czasu i zdanie sobie sprawy, że tym razem daną długość zrobiło się jeszcze szybciej.
Są też uczucia przeciwstawne, których możecie się domyślić, jeśli wyobrazicie sobie, że niektóre opisane przypadki mają swe odwrotności. Nie będę o nich pisać… pominę je po prostu tak samo jak ignoruję je podczas tkania.